Listewki z Arkadii ciąłem brzeszczotem, też z Arkadii, bo w Arkadii jest Leroy Merlin i nigdzie, kurwa, indziej nie ma listewek - tylko tam ( przy założeniu, że potrzebujesz natychmiast na maski dla swojej żony). Później nie działo się nic, bo jechaliśmy Polskim Busem, bo zjebał nam się samochód, ale jak już dojechaliśmy to było miło :D Na miejscu w klubie niebardzo wiadomo było co robić z tymi maskami więc przeszliśmy do picia. Bomby, lufy, sztofy, rozchodniaki ( to już później), baniaki i kielony zaczęły świstać między blatem a ustami jak P51 po japońskim niebie. Faszerowaliśmy się jak debile żeby nogi chciały tańczyć.
Na zdjęciu powyżej nic się nie dzieje.
Na zdjęciu powyżej, ale niżej, dzieje się i to dobrze.
Nie zawiodłem się na Czekoladzie, Lublin przywitał nas z otwartymi ramionami. Nie pozostaje mi nic innego niż tylko wrócić tam na OFICJALNE URODZINY LIESTYLE* :D
Nad ranem: alkohol, kebab, baba, przegapiona okazja z panią Igą, klub gogo - prawie, randka o 5, kochane mordeczki, taxi 8 zeta, kocham Lublin :D
W południe: detox cytrusowy, przeżywanie jak było - klasyczna żenada a pamiętasz jak, gardzenie sobą, mocne postanowienia poprawy.
Wieczorem: łamanie postanowień, samozachwyt, powtórka z rozrywki.
Dojadanie tortu urodzinowego z piękną Romą i synalkiem Liestyle* oraz niezapomniane ujęcia na parkingu.
Oddaj się przyjemności głosiło hasło na Oplu - tak też zrobiłem, ale opowiem Wam o tym innym razem :D
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.