04 September 2013

LIESTYLE* PARTY HARD - SOPOT 30. 08. 2013

Chyba starzejemy się powoli, bo po dwóch dniach melanżu nie mamy już siły na trzeci. Takie tercety egzotyczne wykańczają na tydzień, ale za każdym razem serwują jakąś rekompensatę. Czasami oszukuję się, że jak się przerwie na 3 dni i dokończy czwartego to też się liczy. Dzisiaj wypada ten czwarty i jestem właśnie w drodze do Lublina, co ewidentnie wskazuje na przygody. W tym mieście zawsze coś się dzieje i nie ma szans, że nie nakarmię swojego aparatu. Liczę na uśmiech losu, byle nie szczerbaty i obdarzony biustem. :) Wróćmy jednak do Sopotu i tego, co działo się w ostatni weekend.

Kurorty po sezonie wyglądają magicznie, o wiele lepiej niż w sezonie. Nie wzruszam się, ani nie podniecam tym faktem - po prostu dobrze mi z tym i lubię szlajać się po takich miejscach. Trafiłem idealnie. Cisza i spokój, a do tego piękne światło oraz pogodowa przepychanka słońca i chmur, tak charakterystyczna dla schyłkowej fazy wakacji. Minus był tylko taki, że dookoła zero fajnych dziewczyn. Tylko kilka eskort polujących na późnych urlopowiczów, weekendowych turystów albo dziadów z groszem przy duszy, którzy lubią wakacje all inclusive. Drinków nie piją, ale chętnie spijają tanie zagrywki z dzióbków dziewczyn, którym tak bardzo się spieszy do pierwszego miliona. Co kraj to obyczaj - chuja prawda - wszędzie tak jest.

 Obrazek jak z bajki, a może jak z okładki taniego romansu z piaskiem i morską bryzą w tle. Pies jebał. Kluczowe tego dnia było to, że był piątkiem i otwierał ostatni weekend wakacji. Nie mogliśmy tego nie wykorzystać. Udaliśmy się do Redy, do miłych ludzi, którym gościnność wylewała się z rąk i mieli fajne gierki na Xboxa. Wieczorem stawiliśmy się w Czekoladzie. Zaczęliśmy się znieczulać, bo nie umiemy bawić się na trzeźwo. Tacy już jesteśmy i dobrze nam z tym. Kiedyś spróbuję na trzeźwo, ale taki zdesperowany jeszcze nie jestem.

Zabrzmi to dwuznacznie, ale nie wiedziałem w co najpierw ręce włożyć. Zdecydowałem się nie iść po linii najmniejszego oporu i rzuciłem się w wir wydarzeń. 

Tych gości nie trzeba przedstawiać. Proste sytuacje bez kombinowania, a później już tylko szerokie uśmiechy i miód. Brzmi zawile, ale było to dość proste. Ten kto wymyślił melanż powinien dostać medal. Geniusz!

Wianuszek lokalnych dziewczyn, ciasno skupiony wokół naszego stolika, nie mógł być mi obojętny. Rozmawialiśmy o przyszłości, ale tak naprawdę interesowała mnie teraźniejszość. Piękne wnętrze, ale i okładka fantastyczna. Przyklejanie im medali liestyle* na lewej piersi było przeżyciem, ale moja wyobraźnia niosła mnie zawsze o kilka kroków za daleko. Kiedyś do tego wrócimy i pogrzebiemy w przeszłości, aby przyszłą teraźniejszość spędzać jeszcze owocniej. :D 

Tego nie pamiętam, ale na szczęście mój Instax pamiętał. Ostatnio zjarał mi się dysk. 3/4 wspomnień spod znaku biuściku stracone. Zostały negatywy i Instaxy. Dywersyfikacja, podobnie jak w portfelu giełdowym, to podstawa każdego rozsądnego inwestora. 

To zawiły rebus. Kto był ten wie, a kto nie był niech żałuje. 


Na pobliskiej plaży można natknąć się nie tylko na szezlongi ujebane olejkiem i pary w polarach głaszczące się po plecakach - są też weseli najebkowicze i półnagie dziewczyny opalające się w świetle księżyca. Nie kumam tego zupełnie, ale podobało mi się to tak bardzo, że zapamiętam Sopot do końca życia. Jedna z nich wtajemniczyla mnie w sekret tego dziwnego procederu. Podobno cycki wyją do księżyca jak wilki. Wystarczy im tylko pozwolić na to 3-4 razy w roku i wyciągają się do góry nawet o kilka centymentrów. Panie posiadające tzw. wory z piachem mają szansę na drugie życie. To dość budujący news. Ich berety wreszcie przestaną wstydliwie patrzeć w ziemię. Jest szansa, że zobaczą co się dzieje na horyzoncie, a po kilku sezonach zaśmieją się księżycowi w twarz, o ile cycki potrafią się śmiać.

Morze. Nie inaczej. Kto zgadł, może sobie pogratulować.

Skoczyliśmy jeszcze do Gdyni popatrzeć jak lato sprytnie chowa się za rogiem i spierdala z naszym słońcem do innych krajów. Trudno. Jesień też dobrze wróży. Liście, swetry i herbaty mają swój urok, ale jeszcze większy mają biuściki schowane w szetlandach, o których będę pisał we wrześniu. Zapominamy o bikini i rzucamy wyzwanie kolejnej porze roku. Koniec filozofowania i jak śpiewał nieśmiertelny Krzysztof:  życie jest za krótkie żeby biust w swetrze ginął. 

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.

http://gde-default.hit.gemius.pl/hitredir/id=za.qmOsCfv5UxrouWNRICpdS.h6gl8dPGIefIZ.cEz3.X7/fastid=jjgwuezntntvcynkflcvhhcxwgmx/stparam=lodjiqrmfd/url=