Przypłacił to imprezą offline, ale ciocia doceniła jego postawę i czuwała przy nim do rana.
DJ Kovvalsky, bo o nim mowa, wstał tylko na swojego secika, ale myślami wciąż był przy cioci. Układał sobie w głowie jaką piosenkę jej zadedykować. Puścił HOES & BITCHES i na tym skończyła się ich znajomość. tak naprawdę to puścił jakiegoś przytulańca/pościelówkę, ale wtedy pojawiłem się ja i odtańczyliśmy to we troje polewając się wódką i obsypując orzeszkami.
Nie mogłem na nich już patrzeć więc poszedłem szukać szczęścia. Spotkałem samotną brunetkę - dziewczynę z perłą. Dała łyka, ale ledwo wyszedłem z szyjki, ta już przechwyciła szkło i wybombiła to piwko do dna. Dziewczyny w Lublinie mają możliwości i mają ambicję. Zaimponowała mi bardziej niż Kawaler Orderu - Kovvalsky.
W niedzielę na kacu było najlepiej. Spotkaliśmy dwóch wojaków konno, później taką Panią z 3 cyckami, był też czołg i baletnica.
Lublin pozostaje dla mnie zagadką, której wcale nie cchę rozwiązywać, ale chcę i będę tam wracać.
Jutro wrzucę resztę - cycki też i opowiem Wam wszystko od początku, ale już trochę inaczej :)
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.