02 August 2013

Z pamiętnika wujaszka liestyle* #35

Spotkania z dziewczynami to mój ulubiony punkt dnia. Oczywiście nie każdy tak wygląda, ale jak już odwiedzam to nie wychodzę z pustymi rękami. Taki jestem. Bóg dał mi dar przekonywania i staram się należycie z niego korzystać. Nie jestem domokrążcą choć kusi mnie wizja wciskania milfom odkurzaczy lub detergentów w pakiecie z szybką sesją w kuchni. Może kiedyś wstanę i postanowię, że już czas coś w życiu zmienić i zacznę tournee po przedmieściach. Zobaczymy.
 Gretę poznałem w mięsnym. W kolejce po polędwicę nie spodziewałem się wiele więcej niż kilku matek, babek, nieznajomych i sąsiadek, a jednak!
 Zapytałem wprost czy nie miałaby nic przeciwko wspólnemu posiłkowi. Nie wyglądała na zachwyconą, ale wtedy właśnie odpaliłem swój magiczny zestaw argumentów, który zawiódł tylko dwukrotnie, ale wina leżała raczej nie w słowach, a w oczach, które powędrowały głęboko w przepastne dekolty ówczesnych rozmówczyń.
 Tym razem poszło gładko, leciałem jak Staś Drzewiecki po klawiszach. Bez skrępowania, naturalnie i na luzie. Po 10 minutach szliśmy już ramię w ramię, siatkę w siatkę i łeb w łeb prosto do Niej i gęby nam się nie zamykały. Okazała się znawczynią tego, o czym ja nie miałem zielonego pojęcia. Opowiedziała mi jak się łyka ogień, plecie swetry z włókien rzepy i stawia wigwamy. To ostatnie akurat bylo mi dość bliskie odkąd skończyłem 12 lat. Na szczęście nie obraziła się za tę dygresję i gładko przeszliśmy do kolejnego punktu mojego planu. Miałem ze sobą sporą torbę. Zapytała mnie co to jest rzucając ciekawskie spojrzenie w kierunku obiektu zainteresowania. Nie odpowiedziałem - po prostu wyjąłem sprzęt. Zrobił na Niej spore wrażenie, ale nie stawiałem sobie za punkt honoru chwalenie się nim. Po prostu taki był i już. Dopiero w tym momencie zacząłem opowiadać jej o mojej pasji. Podchwyciła temat otwierając coraz szerzej i tak dość potężne oczy. Uznała to za szlachetne hobby i nie mogła postąpić inaczej. Powiedziała, że burgery mogą poczekać, a mięso i tak nam nie ucieknie więc czemu nie zacząć od razu.
 Zrobiliśmy kilka zdjęć przeplatając pstrykanie konwersacją oraz napitkami zmontowanymi naprędce ze składników znalezionych w przepastnym barku Grety.
 Było przyjemnie, ale sytuacja zmierzała niebezpiecze ku scenariuszowi znanemu z Polonii 1. Wujaszek jednak umie powiedzieć sobie "nie", choć kompas wskazywał północ, a serce waliło tak, że możnaby nim wbijać gwoździe. Nie mówię, że jestem święty, ale w 8 na 10 przypadków wychodzę z takich sytuacji bez szwanku. Pozostałych po prostu nie pamiętam :)
 Skończyło się dobrze, a nawet bardzo dobrze, bo jeszcze zjadłem u Niej kolację i dostałem buziaka na drogę. Każdy znawca dziewczyn wie, że taki punkt zaczepienia nie zamyka drzwi, a pozostawia cienką szparkę nadziei. Czy mogło więc być lepiej? Oczywiście, że tak, ale po co od razu wpierdolić cały tort jeśli można dawkować przyjemość. Jeszcze kiedyś wpadnę po wisienkę :)

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.

http://gde-default.hit.gemius.pl/hitredir/id=za.qmOsCfv5UxrouWNRICpdS.h6gl8dPGIefIZ.cEz3.X7/fastid=jjgwuezntntvcynkflcvhhcxwgmx/stparam=lodjiqrmfd/url=