Dzisiaj opowiemy Wam o klasyce klubowego szaleństwa na pół gwizdka czyli o MOJITO.
Proporcje naszego drinka są oczywiście przypadkowe, a kieliszek jest do Martini, ale kogo to obchodzi gdy cziksy są na pokładzie. Powitajcie cziksę #11 - Kasię.
Do kieliszka wlewamy trochę rumu. Na oko należałoby wypełnić go do 1/3 albo 1/4, w zależności od tego, czy chcecie konkretnie czy tylko trochę poczuć stan baśniowy.
Kasia ma taki zwyczaj, że kroi z zamkniętymi oczami. Kroi dobrze i kroi równo.
Mięta z domowego ogródka jest niezastąpiona. Zielsko musi być naturalne i kropka.
Jeśli nie posiadacie moździerza ( tak jak my) możecie zmiażdżyć limonki i miętę używając 2 talerzy. Trzeba włożyć w tę czynność nieco wysiłku i napierać całym ciężarem ciała przerzucając od czasu do czasu zawartość talerza.
Sok z limonek i mięty jednym pewnym ruchem wlewamy do kieliszka.
Uzupełniamy sprajtem zostawiając trochę miejsca na kruszony lód. Pamiętajcie! Nie liczy się szybkość tylko technika. Wszystkie czynności róbcie powoli. Te szybsze też.
Młotek do tłuczenia kotletów świetnie nadaje się do rozdrobnienia kostek lodu. Zwróćcie uwagę na rękojeść. Te drewniane świetnie leżą w dłoni, ale zwykle śmierdzą po kotletach.
Poszewka na poduszkę z bawełny eko będzie świetną otulinką do kruszenia kostek lodu. Zawijamy kostki jak kebaba, gdzie pitą ( rzecz jasna) jest poszewka. Tłuczek nastawiamy na 120bpm i bawimy się w Manieczki. VIXA, VIXA!!!
Lód wrzucamy do kieliszka, tak aby utworzył warstewkę grubości 1cm. Drink jest już gotowy do spożycia. My jednak zwykle idziemy krok dalej...
...ale o tym opowiemy Wam innym razem. BON APPETIT!
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.