No i stało się! Dotrwaliśmy do 10 odcinka CZIKS! Właściwie to podwójny jubileusz, bo Clara - bohaterka tego odcinka, właśnie obchodzi 18 urodziny. Nie bylibyśmy liestyle* gdybyśmy przepuścili taką okazję na gotowanie!
To było sobotnie popołudnie, trochę leniwe ale coś wisiało w powietrzu! Ding-dong! - ten dźwięk przeciął powietrze i spowodował przyspieszone bicie mojego serca. W progu stała Clara. Aż się w wargę ugryzłem żeby nie strzelić jakiejś gafy. Zaprosiłem ją do środka.
Kompletnie zapomniałem, że umówiliśmy się na pieczenie tortu urodzinowego. Clara przyniosła spody do ciasta. W mojej przepastnej spiżarni były pozostałe składniki. Zapytała czy mam wódkę, bo ją boli ząb. Wobec ludzkiego nieszczęścia przejść obojętnie nie mogłem. Uśmierzyliśmy ból w mgnieniu oka.
Bez zbędnych ceregieli skierowaliśmy się do spiżarni, a potem kuchni i zaczęliśmy zmagania z przygotowaniami do 18 urodzin Clary. Powiedziała że bez tortu nie wyjdzie ode mnie! Pomyślałem, że to nienajgorszy scenariusz i uśmiechnąłęm się pod wąsem.
Ta dziewczyna jest fantastyczna. Kuchnia to jej żywioł. Mógłbym tak patrzeć w nieskończoność jak miksuje śmietankę 36% ze śmietanfixami z Kerfura.
Niebardzo wiedziałem jak jej powiedzieć, że istnieje ryzyko ubrudzenia się i że może powinna zdjąć swój tanktop, tak na wszelki wypadek.
Wymyśliłem jednak coś lepszego. Zagraliśmy w orła i reszkę. Orzeł - zobaczymy, reszka - ona zdejmuje jeden element swojej garderoby.
Ku mojej nieskrywanej radości moneta nie chciała pokazać nam swojego rewersu ani razu. Moje oczy zachodziły mgiełką, a uśmiech był coraz szerszy. Clara zasuwała z tymi plackami jak DJ.
Wymieszała wódkę z wodą i nasączyła spody od ciasta tą miksturą. Mając trudności ze słoikiem dżemu pomogła sobie małym ręczniczkiem. Żadna kuchenna przeciwność losu nie była w stanie jej powstrzymać. Taka dziewczyna to prawdziwy skarb.
Przez chwilę nawet zapomniała, że siedzę obok i wyglądała na zaskoczoną gdy odezwałem się znienacka. Poprosiła, abym usiadł bliżej i zobaczył jak to się robi. Chłopakom dwa razy powtarzać nie trzeba! - ta nauka była mi w smak.
Z niesamowitą gracją rozsmarowywała ubitą na sztywno śmietanę na dżemie wiśniowym. To było tak hipnotyzujące! Wodziłem wzrokiem za łyżeczką, a Clara śmiała się ze mnie, że tak bardzo zainteresowałem się tajnikami kuchni.
Ten się śmieje kto się śmieje ostatni. Wyciągnąłem piątaka i graliśmy dalej. Na tym polu to ja byłem asem.
Na torcie urodzinowym nie mogło oczywiście zabraknąć dekoracji i świeczek. Szarpnęliśy się na te zagraniczne - EIGHTEEN. Były zajebiste, kolorowe i paliły się jakoś fajniej nawet. Gdyby nie Clara to chyba bym je zjadł. Te polskie też są nawet spoko, ale OSIEMNAŚCIE byłoby kłopotliwe ze względu na Ś i konieczność kombinowania z tym ogonkiem.
Mama przestrzegała mnie żebym nie bawił się zapałkami, ale Clara pokazała mi dokładnie jak zręcznie i szybko obchodzić się z nimi. Widziałem ogień i czułem ogień. Takie osiemnastki to ja rozumiem!
Głęboki wdech - w tym momencie moje gałki latały jak na meczu tenisowym: Clara-tort-Clara-tort. Raz tylko zerknąłem na cycki, ale zganiłem się za ten nieroztropny krok, który mógł przekreślić naszą przyjaźń.
Nasza jubilatka zdmuchnęła wszystkie za jednym zamachem. Były oklaski, szampan i nieskrempowana niczym konsumpcja paluchami.
Na koniec zapytałem tylko kto chce dokładkę. Clara zgłosiła się nie jedną, a dwiema rękami. Takiemu ochotnikowi nie odmawia się niczego. Było pysznie, ale o tym opowiem Wam innym razem. 100 LAT CLARA!!!
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.