Po całonocnej,
wyczerpującej imprezie zazwyczaj jedyne marzenie to namierzenie domu i rzucenie
się na łóżko. Czasami jednak dopada nas głód i nic nie stanie na
przeszkodzie żeby oddać się fantazyjnemu gotowaniu na miękkich nogach. Tajemnicza
M. poszła o krok dalej i i przyrządziła prawdziwą ucztę godną knura giganta i królewskiego podniebienia jednocześnie! Czy to możliwe? Zobaczcie sami.
Futro i szpilki na pewno nie pomogą w
zmaganiach kulinarnych. Rzućcie je niedbale na podłogę, to element rytuału weekendowego. Nie zmieniajmy tego.
Tradycyjnie
myjemy rączki, a zaraz po nich piersi kurczaka w taki sposób, aby wszystkie większe
drobnoustroje wylądowały w zlewie.
To, że jest
już prawie ranek i nikt nie patrzy, nie znaczy, że możecie źle wyglądać.
Nasza przyjaciółka nie miała z tym najmniejszych problemów, ona zawsze
wygląda zjawiskowo. Zwróćcie uwagę z jaką gracją kąpie kuraka w mleku. Jeżeli zaczynacie zasypiać to sygnał, że mięso jest gotowe. Kurczak nabierze delikatności, a dłonie pozostaną już na zawsze młode pod warunkiem, że będziecie co noc powtarzać tę czynność.
Serek pleśniowy
musi zostać rozparcelowany na kilka równych części. Ten z pieprzem jest
najlepszy. Ostry nóż nie pomoże, trzeba podejść go sposobem!
Trójkąciki
serowe taplamy w rozbełtanym jajku i obtaczamy w bułce tartej. Kawałeczek po
kawałeczku.
Rozgrzewamy
patelnię. Należy pamiętać, że nadmiar ciepła może pogłębić naszą senność.
Wypadałoby więc zdjąć sukienkę dla lekkiego otrzeźwienia, a przede wszystkim bezpieczeństwa!
Czynność ta
powinna wyglądać tak, jak na zdjęciach powyżej. Leniwe zmaganie się
z panterką wspaniale wypełni czas oczekiwania na optymalne rozgrzanie się
tłuszczu na patelni.
Smażenie serków oraz
wymoczonego w mleku kurczaka powinno odbywać się z uśmiechem. Z lewej: ŹLE, z prawej: DOBRZE.
Niech Was nie
zwiedzie pozornie rozgrzany tłuszcz. Niedostateczna jego temperatura zaowocuje
nasiąkniętymi, nieapetycznymi kawałkami serka, który na bank nie trafi do ust.
Pistolet na wodę pozwoli Wam sprawdzić czy rzeczywiście patelnia jest
super gorąca. Skrapiamy ją jednym zdecydowanym strumieniem z giwery. Jeżeli
tłuszcz pryska na wszystkie strony i przeklinacie pod nosem to znaczy, że można
transportować trójkąciki z talerza na patelnię.
Każda dama ma
prawo do focha. Jeden dziennie jest wręcz wskazany! Jeśli dołożymy do tego
zabryzganą kuchnię to grzechem byłoby rozliczanie naszej M. za taką błahostkę.
Dobry keczup to
taki keczup, w którym jest więcej pomidorów niż E i w składzie nie ma wody.
Dobry keczup jest drogi, bo pomidory są drogie, bo słońca mało, bo jest zima i
import drożeje, bo paliwo drożeje, bo ropa się kończy. Zupełnie inaczej ma
się rzecz z musztardą. Im tańsza tym lepsza!
Smażene może być
nudne, ale M. wie co znaczy sex appeal, bez względu na czas i miejsce. Tego się
nie można nauczyć – albo się ma albo się nie ma.
Z wysokości
20-25 cm bombardujemy serki porcjami żurawiny. Zagraniczna niby lepsza, ale
rodzimi producenci też dają radę. Wysokość zrzutu jest nieprzypadkowa i
zapewnia optymalny rozbryzg na całej potrawie.
Jednym szybkim ruchem zdejmuje je i rzuca za siebie.
Potrawa jest tak
smaczna, że po kilku kęsach odpływacie kompletnie. Rano się odsmaży? Rano się zobaczy.
BON APPETIT!
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.