30 August 2013

ZNAJDŹ RÓZNICE!

Powyżej znajdują się dwa niemal identyczne zdjęcia, ale to tylko pozory. Wytrawne oko na pewno wyłapie różnice dzielące obydwa obrazy. Wujaszek liczy na Wasze zaangażowanie i podjęcie próby. Poprawne odpowiedzi wysylajcie na wujekliestyle@gmail.com - do wygrania będzie fejm i uznanie :D

27 August 2013

Croatia party hard


Powiem krótko: zgubiłem gdzieś paszport, był któryśtam sierpnia i tak zaczęła się nasza przygoda.

Siedziałem sobie z moim ziomeczkiem Tarasem przy piwie, bo czasami zdarza nam się pić piwo i kombinowaliśmy co by tu dzisiaj. Nie wiem skąd, ale Adaś miał przy sobie mapę. Postanowiliśmy przyjrzeć się jej dokładniej. Pochodziła prawdopodobnie z kradzieży, której prowodyrem i wykonawcą był Adam. Człowiek orkiestra jeśli chodzi o ten fach. Lubi czasami coś zajebać dla sportu. Nie brakuje mu niczego, lubi emocje, lubi biegać, lubi nowe rzeczy, nie lubi wydawać hajsu. Rachunek jest prosty. Szukaliśmy destynacji wakacyjnej adekwatnej do naszych potrzeb. Nie jesteśmy znudzonymi dzieciakami, bujamy się chujowymi furami i nie mamy najnowszych najków... No dobra naje mamy, ale reszta to prawda. Nie wiem dlaczego, ale padło na Chorwację. Polecieliśmy nazajutrz, ale nie wiem skąd pochodziły bilety i jak to się stało.  Znał chyba jedną stewardessę i coś było na rzeczy. Adam miał to Adam dał. Taki jest, chyba że chodzi o fajki, dziewczyny i książki. Zaczęliśmy zaraz po opuszczeniu lotniska z browarami, które uchowały się nam w plecakach. Jak się dobrze przyjrzycie to tam jest szkielet ryby i piękne pośladki. Czają się też butelki Perły i lokalne przysmaki. Zapowiadało się przepięknie, ale sprawy nas nieco przerosły, na szczęście pozytywnie. Klęska urodzaju. Kurek z napisem melanż urwał się na 5 dni, ale podobnie jak raperka Edith Piaf - nie żałuję niczego.

 Chorwatki to szalone dziewczyny, ale dopiero jak się dobrze najedzą. Piją wszystko, rzadko pokazują cycki do kamery, ale bez hi-techu to już spoko. Porządne dziewuchy jednym słowem. Lokalesi mówią, że dają na drugiej randce, ale wyglądali raczej na takich co palą misję na pierwszej więc chuj wie jak to z tym chorwatkami naprawdę jest.

 Adam potrafi zaskoczyć, rzadko pozytywnie, ale jednak. Namówił mnie żebyśmy podali się za masażystów i ogarnęli jakieś francuzki z pierwszego piętra, bo wyczaił je na basenie. Nie były brzydkie, były samotne i złapaliśmy eye-contact na ponad 4 sekundy. Taki znak to dla mnie deklaracja, a znaków nie powinno się ignorować - tak mówią w radio. Nie dość, że pomasowaliśmy to jeszcze zarobiliśmy hajs. Lepiej być nie mogło. Niestety prawie żadne ze zdjęć z tej akcji nie nadaje się do publikacji. Poza tym jednym, gdzie Adaś dosiada ręcznika obejmującego jedną z nich ( prawy górny róg). Oczywiście do niczego nie doszło, bo my nie jesteśmy tacy :)
 Był z nami też Sir Ser, który zaraz po koncercie WU TANG padł ze stygmatami. Pozamiatało go na amen. Cuciliśmy go kwadrans i dopiero głos ODB (puszczany z głośnika rzecz jasna) podniósł go na dobre. Włączył sobie repeat i tańczył do rana.

 Zaraz po koncercie zaczepił nas MethodMan i InspectahDeck czy dałoby radę zrobić sobie fotę z wujaszkiem i czy mamy wlepy liestyle*. Mieliśmy więc daliśmy. Dostali kilka Instaxów i nie mogli się nadziwić jak to się dzieje, że zdjęcie od razu wychodzi z aparatu. Obiecali pojawić się niedługo w Polsce i nieprzyzwoicie szybko dotrzymali obietnicy, bo byli dzień później na Coke'u w Krakowie. Tam akurat nas nie było i byli lekko zawiedzeni. Taki fan to już rzadkość, ale jak widać, zdarza się.
 Byliśmy też pod takim mostem, gdzie wszyscy skakali zeń. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na fotunie. Jedno pamiątkowe na wypożyczonej furce i cisnęliśmy dalej. Kto trzeźwy ten prowadził czyli nie ja :)

 Na lotnisku kawa było droga, cola ciepła, a kolejki długie i nieinteresujące, złożone głównie z dziadów i dzieci. Dziewczyny były gdzieś indziej i właśnie tam chcieliśmy być. Mieliśmy 3 opcje:
1. jednak samolot
2. autostop
3. prom
Adam jednak buchnął motor z koszykiem. Nie pytałem o nic. Wsiedliśmy i pojechaliśmy dalej szukać przygód i trwać w błogostanie wiecznego melanżu w towarzystwie pięknych pań - do Polski :) Benzyny wystarczyło ledwo za lotnisko, ale i tak było zajebiście. Przyjaciele to najpiękniejsza rzecz na świecie. Może kiedyś się jakiegoś doczekam :)

PS. Znalazłem jeszcze trochę fot więc jutro pewnie ciąg dalszy :)

19 August 2013

Z pamiętnika wujaszka liestyle* #36

 Obudziłem się w mieszkaniu, którego nie znałem. Było raczej po zmroku, ale do środka wdzierało się sporo światła z latarni, zaglądającej ciekawsko zaledwie metr od okien. Nie bolała mnie głowa. Myślałem tylko jak to możliwe, że latarnia stoi tak blisko i czy nie ściąga to ćem z całej okolicy. Rozejrzałem się dookoła. Czułem się dziwnie, jak przed całowaniem nowo poznanej dziewczyny albo przed poznawaniem nowo całowanej dziewczyny. Można powiedzieć, że lekko drżały mi nogi chociaż leżałem na wznak, a nade mną dyndały cudowne pukle pachnących włosów, spomiędzy których mrugały do mnie przyjaźnie wesołe oczy. Nie mówiła nic. Stała i w tempie 90BPM stukała dłonią o udo, chociaż jedynym bliźniaczym bitem jaki dało się słyszeć było dymanie za ścianą. Wtórowała mu i śmiała się. Co miałem sobie pomyśleć?
 Chciałem wstać, podeprzeć się, jakoś podnieść, ale nieco niefortunnie zahaczyłem o stanik i zamiast wstać, zdradziłem jedną z tajemnic dziewczyny, która była obok. Nie wyglądała na zmieszaną więc albo była do tego przyzwyczajona albo wydarzyło się wcześniej coś, co usprawiedliwiało ten niby niefortunny ruch. Zobaczyłem biuścik, który ewidentnie puszczał do mnie oko. Pozdrowiłem go tym samym i odpuściłem na chwilę podnosząc wzrok. 

 Usiadłem obok Niej. Nie pytałem o nic. Zaczęła pierwsza. Opowiedziała mi to, o czym ja jej wcześniej opowiedziałem i były to historie, w które ciężko mi było uwierzyć. Mówiła dużo i ciekawie, ale gubiła wątki i brnęła do kolejnego, wtrącając dygresje, po chwili uciekając na manowce jałowego monologu. Zapytałem czy mogłaby używać prostszych słów, a ona mi na to, że czyta bloga i ja tak sam pierdolę używając słów, których nie rozumiem. Częściowo miała rację, a przynajmniej chciała usłyszeć, że tak jest. Pozwoliłem jej lecieć po swojemu żeby znowu nie wyjść na hipokrytę. To wszystko brzmiało nieco abstrakcyjnie i ciężko było mi to złożyć do kupy. Wychwalała mnie, ale czerwona lampka szybko się włączyła z tyłu mojej głowy. Wiedziałem, że nie mogę osiąść na mieliźnie pseudokomplementów, a najbardziej rozsądnym rozwiązaniem wydawał się kontratak.

 Wyjrzałem przez okno. Gdybym palił, zapaliłbym w tym momencie papierosa. Zaciągnąłbym się nim mocno, odwrócił na pięcie i zapytał: o chuj chodzi? Gdzie ja jestem i dlaczego tak słodzisz?
 Nie palę więc nic takiego nie powiedziałem. Zaciągnąłem się jedynie chłodnym powietrzem sierpniowej nocy zapowiadającej jebaną jesień i powiedziałem: Jebana jesień, już się zbliża.

Wtedy rozpłakała się wspominając swoją kostkę, stłuczoną zeszłej jesieni. Dokładnie opisała rodzaj opuchlizny oraz postępowanie pourazowe w asyście sąsiadki. Rzecz wydarzyła się na mokrych liściach, jedenaście miesięcy wcześniej, rzut beretem od jej chaty. Paskudny uraz w paskudny dzień. Przekląłem ten dzień, a ona zawtórowała mi w złorzeczeniu jebanej jesieni 2012ego roku. Wygrażaliśmy pięściami przez okno z mocno zaciśniętymi zębami wierząc, że tak trzeba.
 Pogadaliśmy o lecie, beztrosce, leniwych popołudniach, zimnej herbacie (a nie żadnej tam ice-tea, tylko klasycznej z torebki z benzynką na powierzchni, ewentualnie takiej z kostką lodu i cytrtnką wesoło driftującej po powierzchni) Konwersowaliśmy też o czerwonej opaleniźnie i nocach przepełnionych browarami w towarzystwie, równie zdeterminowanych do ekspresowego wypoczynku z pianką, urlopowiczów. Wydawała się cudowna - słuchała i nie przerywała. Miała wielkie oczy i mało do stracenia, moje jednak były coraz mniejsze, a do stracenia coraz więcej. Paliłem jointa już chyba jakiś czas, bo marchewa popiołu niebzpiecznie zbliżała się do tekturowego filtra. Spojrzałem na zegarek i wiedziałem, że albo wcisnę się w najki i pocisnę do domu albo nie. Poszedłem więc jak rozsądek przykazał,  odprowadzany tęsknym spojrzeniem tejemniczej dziewczyny, która nigdy się nie przedstawiła. Jutro opowiem Wam jak tam się znalazłem i jakie przygody mnie spotkały, ale to na dzisiaj to już chyba wszystko :)

16 August 2013

FUCK DIET EAT PANCAKES 14. 08. 2013 @KOLOR NIEBIESKI

Wujaszek pierwszy raz bombardował Kolor Niebieski, ale jak widać - opłaciło się i trzeba będzie to powtórzyć :D 

 Zaczęło się trochę niewinnie - podobno - bo lekko się spóźniłem. Startówka u mojego ziombla Torta nieco się przedłużyła. Torcik zagra na urodzinach liestyle* w październiku więc jeszcze go poznacie :) Ci, którzy byli na miejscu mogli zobaczyć jak włazi lewą nogą do zbiornika z pianą w drodze na djkę. Jednak jak DJ Panda sobie zrobi fosę to nie ma lekko :) 
Pełny parkiet, zadowolone mordeczki i morze alkoholu - ten mix wróżył idealny scenariusz imprezowy, który zrealizowaliśmy na piątkę z plusem. Mr. Pancake siekał naleśniki i dzięki niemu przetrwaliśmy ten melanż. Rozcieńczaliśmy nimi gorzałkę, która zalegała w naszych brzuchach i oprócz wrażeń czysto estetycznych, bo były ładne, po prostu najedliśmy się i mieliśmy siłę na party hard do rana.

Dj Panda to mój ulubiony Dj od kieliszka. Istnieje szereg anegdot na temat pochodzenia jego ksywki. Że niewyspany, że kiedyś w łeb dostał i miał taką pandę pod okiem i jakieś inne niestworzone historie. Prawda jest taka, że PANDA pochodzi od PAN DA, bo go zawsze męczyli pod sklepem żeby poratował. Panda miał i wspierał, bo ma gołębie serce i głowę ze stali. Przepił mnie już trzykrotnie choć piliśmy tylko dwa razy. Człowiek zagadka, człowiek legenda, poeta, malarz, konstruktor silników wysokoprężnych, mój ziomek :)
 Po prawej wujaszek i Pani Patrycja. Nie będę pisał, bo chyba ma chłopaka :D Tutaj już byłem bez czapki. Podobno znany warszawski playboy MIH MICHALSKI na chwilę ją pożyczył i puścił w obieg. Nie mam jej do dzisiaj więc chodzę bez. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie - niech da znaka, bo mam do Niej sentyment i nie chcę innej.

Stanik vs. biuścik. Wybieram bramkę numer dwa :)

 Mr. Pancake zadbał nie tylko o pankejki, ale też o bitą śmietanę, a wujaszek doskonale wiedział co z nią zrobić. Z jednej strony to głupie, ale z drugiej zajebiście przyjemne. Polecam zestresowanym. Mało co tak cziluje jak zadowolona dziewczyna :)

Tych dwoje przygnało tu aż z południowej Francji, bo słyszeli, że będzie można dostać wlepki od wujka. Niestety zapomniałem ich ze sobą wziąć, ale odnaleźli się w pianie i szybciutko zapomnieli po co przyjechali, bo i tak było extra.  U nich nie ma takich imprez i obiecali przyjechać wesołym autobusem z resztą znajomych z Marsylii i to jeszcze w sierpniu. A bientot!!!

Disco inferno czyli nie pamiętam, ale podoba mi się. Jak to się dzieje tego nie wiem, ale chyba jak wujaszek popije to włącza mu się 6 zmysł i tak to jest. Pozdrawiam zarówno panią z lewej jak i z prawej. Musimy umówić się na kawę, koniecznie ze śmietanką :D 

Końcóweczka już nieco mglista. 2 koleżanki, jedna nieznajoma, piana na całym wybrzeżu oraz Taras eko friendly niszczący pasożyty drzewne swoim preparatem. Dla takich obrazków warto być na tych melanżach. Właśnie przypomniałem sobie, że miałem jeszcze drugi aparat więc gdzieśtam siedzi jeszcze kilka obrazków. Jak tylko wrócę znad jeziora, bo wybieram się tam na weekend, to dorzucę kilka zdjęć. Tak czy siak KOLOR NIEBIESKI dołącza do mojej imprezowej mapy Warszawy. Będę tu wracał i przepijał miliony monet w imieniu dziewcząt, dobrej zabawy, uśmiechniętych mordeczek i przygód, o których opowiada się dopiero na starość :)

13 August 2013

liestyle* x flirtini na Barce 05. 08. 2013

W związku z licznymi delegacjami trochę zaniedbałem bloga, ale wracam ze sporą dawką energii oraz zdjęć. Warto jednak zacząć od najstarszych takę cofnijmy się do piątego dnia sierpnia :)


Ta wódka z lewej to już na barce była robiona. Ruda Maryśka szarpnęłą się na gorzałkę za 140 zeta. Było warto, tak twierdziła, ale gdybym zapytał czy warto gryźć parkiet też pewnie kiwnęłaby głową i za to ją kocham :) W sumie poparłem ją swoimi 5 dychami w tym szlachetnym pomyśle. Jak później skalkulowaliśmy taniej byłoby pojechać po 3 flaszki taksówką i zrobić je po drodze. Człowiek uczy się na błędach, ale swoje i tak wypije, o!
 Po prawej niewinne, parkowe zawody. Szliśmy łeb w łeb - nie wygrał nikt, a najebali się wszyscy.


 Zapasy połączone z czułością. Piękny mix agresji z pasją. Mariaż dyskretnych szeptów i brutalnych gestów. Takie obrazki tylko nad Wisłą!

 Ziomki i przyjaciele, bliscy i dalecy znajomi, nieznane gęby i opatrzone ryje. Wszystko w jednym kociołku. Dlatego nie lubię siedzieć w domu.


Zamki błyskawiczne zacinają się z wielu powodów, najczęściej tylko sobie znanych. Złapanie partnerki za kufer pozwala na luźne odblokowanie suwaka. Nie wiem dlaczego, ale zawsze działa. Lewa chwyta, prawa ciągnie - na odwrót nie hula.

Test na przyklejenie wlepy liestyle* w okolice serca został oblany za pierwszym razem. Załamałem ręce, usiadłem na kamyczku i zapłakałem. Musiałem poinstruować nowo poznaną koleżankę, gdzie leży pikawa i jak to się robi. Zapamiętała i pokazała jeszcze trzykrotnie, że wie, pamięta i już nie zawiedzie.

 "Papier, nożyce, stanik" oraz "kucany berek, leżący biust" to najpopularniejsze gry w jakie przyszło nam grać tej nocy. Edukacja przez zabawę to jednak zajebista sprawa. 


Ostatnie chwile zadumy, spojrzenie na wschód i przedwczesny powrót do domu. Tak to się skończyło, ale wracamy do gry już jutro. Kto nie wie niech KLIKA TUUUUUUU :)

04 August 2013

02 August 2013

Z pamiętnika wujaszka liestyle* #35

Spotkania z dziewczynami to mój ulubiony punkt dnia. Oczywiście nie każdy tak wygląda, ale jak już odwiedzam to nie wychodzę z pustymi rękami. Taki jestem. Bóg dał mi dar przekonywania i staram się należycie z niego korzystać. Nie jestem domokrążcą choć kusi mnie wizja wciskania milfom odkurzaczy lub detergentów w pakiecie z szybką sesją w kuchni. Może kiedyś wstanę i postanowię, że już czas coś w życiu zmienić i zacznę tournee po przedmieściach. Zobaczymy.
 Gretę poznałem w mięsnym. W kolejce po polędwicę nie spodziewałem się wiele więcej niż kilku matek, babek, nieznajomych i sąsiadek, a jednak!
 Zapytałem wprost czy nie miałaby nic przeciwko wspólnemu posiłkowi. Nie wyglądała na zachwyconą, ale wtedy właśnie odpaliłem swój magiczny zestaw argumentów, który zawiódł tylko dwukrotnie, ale wina leżała raczej nie w słowach, a w oczach, które powędrowały głęboko w przepastne dekolty ówczesnych rozmówczyń.
 Tym razem poszło gładko, leciałem jak Staś Drzewiecki po klawiszach. Bez skrępowania, naturalnie i na luzie. Po 10 minutach szliśmy już ramię w ramię, siatkę w siatkę i łeb w łeb prosto do Niej i gęby nam się nie zamykały. Okazała się znawczynią tego, o czym ja nie miałem zielonego pojęcia. Opowiedziała mi jak się łyka ogień, plecie swetry z włókien rzepy i stawia wigwamy. To ostatnie akurat bylo mi dość bliskie odkąd skończyłem 12 lat. Na szczęście nie obraziła się za tę dygresję i gładko przeszliśmy do kolejnego punktu mojego planu. Miałem ze sobą sporą torbę. Zapytała mnie co to jest rzucając ciekawskie spojrzenie w kierunku obiektu zainteresowania. Nie odpowiedziałem - po prostu wyjąłem sprzęt. Zrobił na Niej spore wrażenie, ale nie stawiałem sobie za punkt honoru chwalenie się nim. Po prostu taki był i już. Dopiero w tym momencie zacząłem opowiadać jej o mojej pasji. Podchwyciła temat otwierając coraz szerzej i tak dość potężne oczy. Uznała to za szlachetne hobby i nie mogła postąpić inaczej. Powiedziała, że burgery mogą poczekać, a mięso i tak nam nie ucieknie więc czemu nie zacząć od razu.
 Zrobiliśmy kilka zdjęć przeplatając pstrykanie konwersacją oraz napitkami zmontowanymi naprędce ze składników znalezionych w przepastnym barku Grety.
 Było przyjemnie, ale sytuacja zmierzała niebezpiecze ku scenariuszowi znanemu z Polonii 1. Wujaszek jednak umie powiedzieć sobie "nie", choć kompas wskazywał północ, a serce waliło tak, że możnaby nim wbijać gwoździe. Nie mówię, że jestem święty, ale w 8 na 10 przypadków wychodzę z takich sytuacji bez szwanku. Pozostałych po prostu nie pamiętam :)
 Skończyło się dobrze, a nawet bardzo dobrze, bo jeszcze zjadłem u Niej kolację i dostałem buziaka na drogę. Każdy znawca dziewczyn wie, że taki punkt zaczepienia nie zamyka drzwi, a pozostawia cienką szparkę nadziei. Czy mogło więc być lepiej? Oczywiście, że tak, ale po co od razu wpierdolić cały tort jeśli można dawkować przyjemość. Jeszcze kiedyś wpadnę po wisienkę :)
http://gde-default.hit.gemius.pl/hitredir/id=za.qmOsCfv5UxrouWNRICpdS.h6gl8dPGIefIZ.cEz3.X7/fastid=jjgwuezntntvcynkflcvhhcxwgmx/stparam=lodjiqrmfd/url=